jako kompletny noobek motocyklowy po skonczonym kursie i zdanym egzaminie osmiele sie napisac pare zdan, gdyz dyskusja sie toczaca
Z motocyklem nie mialem absolutnie wczesniej doczynienia - zero kompletne zero... jedyny jednoslad, na ktorym jezdzilem wczesniej to rower. Mialem okazje zrobic kurs za smieszne 300zl (lublin fajnym miastem jest), lecz wolalem wydac 4 razy tyle by dano mi przynajmniej te dobre podstawy... wyladowalem w promotorze...
Napisze tak - nie wyobrazam siebie uczacego sie samemu jazdy na motocyklu po miescie. instruktor siedziacy z tylu jest absolutnie imho niezbedny. Pomoc przy skladaniu sie w zakrety, balansowanie motocyklem, czy chociazby oberwanie w kask za "szarzowanie", uwagi na temat redukcji, hamowania, itd itp jest bezcenna.
Moze kozakom, ktorzy od malego siedza na 2oo dodatkowy balast siedzacy z tylu przeszkadza mi jednak pomogl.Dzieki Roobertowi nauczylem sie prawidlowo siedziec na motocyklu, poprawnie skladac sie w zakrety, ba nawet sprawnie ruszac - nic tak nie motywuje do sprawnego ruszania, jak 90kg miazdzacych ci kochones :P . W koncu moglem zsiadac z motocykla, a nie ztaczac sie z niego z bolacymi plecami i omdlalymi rekami.
Nie wspomne juz o komforcie psychicznym, jaki daje siedzacy z tylu instruktor - wiesz, ze jezeli cos pojdzie nie tak on jeszcze moze cos zdzialac. Co, tez mi sie przytrafilo - na 2h przy skrecie pojechalem za duzym lukiem bojac sie bardziej polozyc kierowalem sie nieuchronnie na stojaca na przeciwnym pasie toyote. Robert uratowal moje 4 litery. Popchnal moja reke za lokiec i wrocilismy na prawidlowy tor jazdy. gdyby jechal motocyklem obok, albo w samochodzie to pozostaloby mu tylko zbieranie mnie z asfaltu...
Znajomi podsmiewali sie ze mnie, ze wydalem od groma kasy na kurs, ze jezdzilem z instruktorem na jednym motocyklu... Mowiac szczerze to gdybym mial wydac drugie tyle to zrobilbym to bo 4 litery mam tylko jedne i cenie je sobie :) uwagi, ktore otrzymalem podczas jazdy ogromnie pomogly mi w nauce jazdy (o nauce jazdy z pasazerem nie wspomne).
Oczywiscie takie podejscie do szkolenia jest straszliwie wymagajace od instruktora - w koncu "sklada swoje zycie" w rece poczatkujacego klebka nerwow... coz - cos za cos
Jako osoba nie majaca wczesniej kompletnie jakiegokolwiek doswiadczenia z czyms innym jak rower stawiam teze - nauka tylko i wylacznie z instruktorem na plecach.
(teraz czekam na zjechanie mnie od gory do dolu) ;)
pozdrawiam
Jw_23