Zdecydowanie były właściciel maczał w tym paluszki. Bardzo zaangażowany w znalezienie mojego motocykla, chociaż mam jednego świadka, który widział mój motocykl z kierowca jak on ubrany tamtego dnia. Tylko on wiedział i ja o miejscu spotkania, czasie, jego argumentem na obronę było "przecież ja Ci nie kazałem przyjechac motocyklem" chociaż w tamten dzień dzwoniłem do niego uprzednio, ze załatwię kilka spraw i podjadę, a moim jedynym środkiem transportu było właśnie moto. Miejsce było bardzo odludne, od miejsca w którym ja wjechalem byli rybacy. Po fakcie jako pierwszych się pytałem czy coś widzieli - nic, byla jeszcze inna droga ale bardzo ciężka do przejechania czymkolwiek. Ja siedziałem z byłym właścicielem za takimi krzaczkami, może 20 metrów od miejsca gdzie stało moto. Nie było opcji, ze nie uslyszalbym auta. Jak już mieliśmy podpisywać oświadczenie, to mówi, ze idzie na 5 minut do auta Po długopis, wraca i moi, ze moto nie ma. Moja dziewczyna coś mruknęła, ze zaparkowalismy dalej i może nie widział, dlatego się nie przejąłem i dopiero po 30 minutach się zorientowałem co i jak...