Czołem! Kilka dni temu nabyłem swoje pierwsze moto (j/w). Niestety garaż jest ciasny, a samochód bardzo duży i na motocykl nie ma miejsca chyba, że przeprowadzę gruntowny remanent. W każdym razie prawie niemożliwym jest, aby codziennie go chować i wyciągać do jazdy (na zimę miejsce mu się znajdzie na 100%). Wszystko było elegancko, motocykl sobie stał grzecznie, wieczorami przykrywany pokrowcem, aby uchronić go od nadmiaru deszczu. Niestety lipcowe burze musiały dać o sobie znać. Nagle, wczoraj w nocy zaczął wiać tak silny wiatr, iż motocykl przewrócił się na prawy bok, na trawkę. Rano w akcie desperacji i rozpaczy postawiłem na nogi ukochaną maszynę i po pierwszych oględzinach stwierdziłem, iż nic nie ucierpiało! "Wspaniale" myślę sobie, przetarłem sprzęt z resztek deszczu i ruszyłem szykować się do wyjścia "do roboty". Jako, że udało mi się wsześniej ogarnąć pomyślałem, że posłucham sobie chwilkę jak pracuje moja nowiutka (1989 rocznik :P ) maszyna. Przekręcamy kluczyk, światła się zapaliły, kontrolka oleju również (wszystko w normie), wpłączam zapłon, naciskam starter i... nic. Rozrusznik milczy. Macie jakieś pomysły czym może być to spowodowane? Zaraz wyruszam i będę coś kombinował w tej kwestii. Pierwsze co mi przyszło do głowy- może coś się rozłączyło przy guziku startera? (na tę bok położył się motocykl) Może coś się rozłączyło przy samym rozruszniku? A może cholera wie co? Liczę na odzew i wyruszam walczyć. Jeśli uda mi się rozwiązać problem nie omieszkam Was o tym poinformować! Pozdrawiam! Maciek