Skocz do zawartości

Gamoń

Forumowicze
  • Postów

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

O Gamoń

  • Urodziny 08/01/1979

Osobiste

  • Płeć
    Mężczyzna

Informacje profilowe

  • Skąd
    Warszawa

Osiągnięcia Gamoń

CZYTACZ - zupełny świeżak

CZYTACZ - zupełny świeżak (7/46)

0

Reputacja

  1. Witam Wszystkich Griszę spotkałem po raz pierwszy jakieś 11 lat temu, gdy do "Kółek" mieszczących się jeszcze na Bema przyprowadził mnie po egzaminie na prawko (kat. A of course) współegzaminowany Michał Cz. Było ok. 14 ale Grisza dłubał już przy czymś na miejscu i na prośbę Michała nalał nam po browarze, Michał się pożalił (uwalili go wtedy), a Grisza go pocieszał (czyli nabijał się i opier...ł). Browar skończyliśmy i umówiliśmy się na wieczór na kolejne. Przygotowywałem się do spotkania licząc się z tym, że zostanę pobity i obrabowany tzn. zostawiłem w pracy dokumenty, karty płatnicze, jakieś wartościowe przedmioty, wziąłem jedynie kasę i jakiś scyzoryk - w końcu szedłem do knajpy dla motocyklistów (wiecie, Hells Angels te sprawy) - tylko niech nikt się nie obraża - chcę tylko pokazać jak byłem głupi i jak sztampowo myślałem - nie kojarzę bezpieczniejszego miejsca w Wawie gdzie można wypić browar - przez wszystkie te lata nie kojarzę złego słowa (oprócz docinków przy piłkarzykach czy lotkach oczywiście), zaczepki czy choćby krzywego spojrzenia, a nie wierzę abym zawsze zachowywał się poprawnie). Wypad zakończył się klapą, Michał się nie pojawił, wysączyłem ze dwa piwa pogapiłem się na motory, ale nie mając do kogo gęby otworzyć szybko się wyniosłem. Kolejny raz Kółka (i Grisza) pojawiły się w moim życiu jakieś 3 lata później gdy szukaliśmy z kumplami z pracy jakiegoś miejsca położonego blisko Skierniewickiej z względnie tanim browarem, Grisza przeniósł się już wtedy na Tunelową, kolega Jurecki który kojarzył Pub lepiej ode mnie zaproponował te miejsce i z trudem udało mu się mnie namówić (nie, no Stary to garaż jest..., no przecież to betonowa posadzka..., kurna no, na ławkach to ja się w szkole nasiedziałem..., fakt kontuar jest w porządku, no ale Stary ...) i tak się zaczęło... I działo się tak działo przez jakieś dwa lata, aż upomniał się o mnie brutalny świat rachunków, kredytów i rat za pralkę, w którym nie było już miejsca na zarywanie nocy i zostawianie połowy pensji w pubie. Jednak sentyment pozostał - dalej pojawiałem się w "Kołach" choć znacznie rzadziej niż kiedyś. Ktoś wcześniej napisał, że Grisza łączył światek motocyklowy. Na pewno, ale to nie jest cała prawda, ja nie posiadam motocykla i mimo wiecznej tęsknoty do własnych "dwóch kół" to się pewnie nie zmieni. Griszę znałem więc bardziej jako miłośnika samochodów marki "amerykański zdezelowany niebieski pickup" niż motocyklistę. Co nie umniejsza faktu, że "Kółka" były dla mnie zajebistym miejscem ze wspaniałym klimatem, spoko ludźmi i dobrą muzyką, gdzie nie będąc skrępowany koniecznością prowadzenia pojazdu przychodziłem z kumplami żłopać piwo (w podejrzanie niskiej cenie), przegrywać stertę "dwójek" w piłkarzyki (ech, te bieganie na Zachodni żeby rozmienić i przekonywanie kasjerek PKP, że nie stroję sobie z nich żartów tylko MUSZĘ mieć KONKRETNIE "dwójki"), pokłócić się o coś z właścicielem (np. o zasadność głosowania w wyborach czy o Fordy Escorty) i poczekać 90 minut na golonkę (zawsze było warto, ale to może głód fałszował odczucia smakowe). Nie wiem ilu z Was też przechodziło "awans społeczny" w "Kołach" kiedy wreszcie zamiast w plastikowym kubku otrzymywaliście browar w szkle, teraz to norma ale kiedyś było z tym ciężko, bo Griszy nie chciało się zmywać (swoją drogą plastiki miały swoje plusy - zawsze po opróżnieniu wkładałem jeden w drugi, dzięki czemu mogłem sprawdzić ile już wypiłem - jeśli stała przede mną piramidka 10 pustych znaczyło to, że powinienem się zwijać póki jeszcze mogę). I to Grisza tworzył ten klimat, rozbrajające było jak trąbił przejeżdżając którymś ze swoich rupieci w momencie jak wychodziłem z "fabryki" (na Prądzyńskiego) a on akurat jechał na Tunelową. Wspaniałe w nim było to, że przy tych setkach ludzi, którzy się przewinęli przez pub potrafił po półrocznej przerwie rozpoznać moją gębę, wyszczerzyć zęby w uśmiechu i powiedzieć tym swoim skrzecząco-sepleniącym głosikiem "cześć gamoniu!" (w miarę upływu lat tekst się nie zmienił, ale wyczuwałem w nim coraz większą dozę szacunku :D ). I cholera on się naprawdę cieszył! Nie sądzę abym był wyjątkowy, byłem jednym z tych setek to po prostu Grisza taki był, do każdego podchodził indywidualnie, z każdym zagadał i miał wspaniałą pamięć do twarzy (do imion trochę gorszą, zwłaszcza męskich :D) Minęło już kilka dni od momentu kiedy przypadkowo dowiedziałem się o śmierci Griszy (szok bo jak napisałem wyżej pracuję na Prądzyńskiego, byłem w robocie czternastego i jakimś cudem ani nie widziałem ani nie słyszałem jak przejeżdżaliście), a nadal dusi mnie coś w gardle i mimo trzech dych na karku chce mi się wyć bo powoli dociera do mnie, że to nie żart i już nigdy nie zobaczę i nie usłyszę Groszka na żywo. Nie potrafię sobie wyobrazić co przeżywają jego naprawdę bliscy kumple i rodzina... Wybaczcie proszę, że się tak rozpisałem zbyt długo i nieskładnie, zawalam Wasze forum (na szczęście moderator może to zawsze usunąć), ale tylko Wy którzy go znaliście możecie zrozumieć o czym piszę i jak podle się teraz czuję. Mam nadzieję, że trochę mi ulży jak to z siebie wypluję... Dziękuję tym którzy zamieścili filmy i zdjęcia w Internecie, oraz tym którzy zapisali jak trafić do miejsca spoczynku Griszy, wpadnę co jakiś czas spalić z nim "czerwonego malborasa" licząc, że gdziekolwiek jest sprawi mu to przyjemność...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...