Skocz do zawartości

Olsen

Forumowicze
  • Postów

    6768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Odpowiedzi opublikowane przez Olsen

  1. Sprzedaję swojego X-Maxa 250, rocznik 2007, którym jeździłem od 2009 r. Skuter idealny do miasta i na trasy liczące 100-200 km. Serwisowany w Uhma Bike. Akumulator wymieniony pod koniec lata ub.r. OC ważne do 16.06.2020, badanie techniczne do października. Wystawiam fakturę (bez VAT). Sprzedaję, gdyż mam coraz mniej okazji do jazdy i posiadanie przestaje się opłacać.

    Link do ogłoszenia na OtoMoto:

    https://www.otomoto.pl/oferta/yamaha-x-max-yamaha-x-max-250-w-jednych-rekach-od-2009-r-ID6D8gcB.html?fbclid=IwAR3wTAnJtkSRi3sG38o1kZmbFCrdEoTHo8dxGIMR4cUgnLwRLoYWWmc4zG4

     

  2. Z czasów jeżdżenia biegówkami zostało mi trochę sprayu do smarowania łańcuchów motocyklowych (o-ringowych) i tak się zastanawiam, czy można by było wykorzystać taki spray do łańcucha w rowerze (bo że w drugą stronę nie wolno, to wiem :biggrin:). Na logikę nie powinno być przeciwwskazań, syf z drogi nie powinien kleić się bardziej niż do smarowidła przeznaczonego dla rowerów, nie powinno też bardziej wypłukiwać, itd. Jedynie w moim konkretnym przypadku sam spray może być za stary (chociaż różne urządzenia smaruję z powodzeniem towotem mającym grubo ponad 20 lat; w końcu to nie olej silnikowy).

     

  3. Podczas badania technicznego diagnosta uświadomił mi, że od jakiegoś czasu motocykl powinien być w takowe wyposażony, i zasugerował zakupienie najlepiej naklejek i naklejenie ich w miejscach niezasłanianych nogami czy bagażem przed następnym badaniem. Macie jakieś doświadczenie w temacie i wiecie, gdzie w Warszawie można kupić coś takiego? Na pewno w Internecie/na Allegro coś się znajdzie, ale jak mam możliwość, to preferuję kupowanie w sklepach stacjonarnych.

  4. Potrzebny dla mamy 60+ po zawale przebytym ok. 3 lat temu. Pani kardiolog zaleciła zakup lub wypożyczenie. Sam jeździłem na paru, najbardziej podobał mi się taki na obozie w latach 90. z tradycyjnym prędkościomierzem ze wskazówką, ale pewnie już takich nie robią, bo zgodnie z najnowszymi trendami wszystko musi być naszpikowane elektroniką.

     

    Jeśli macie jakieś doświadczenie w temacie, to z góry dziękuję za porady, na co zwracać uwagę. Na pewno nie ma sensu przepłacanie za jakieś bajery, których i tak się nie będzie potrafiło wykorzystać. Z drugiej strony nie ma co zbyt oszczędzać, bo nie o to chodzi, żeby kupić badziewie. Sam bym może od czasu do czasu popedałował przed telewizorem, tylko wtedy dopuszczalne obciążenie musi być gdzieś tak do 105-110 kg. Obecnie ważę koło setki, ale zakładam, że mogę jeszcze przytyć, tak więc potrzebna jest rezerwa, może nawet do 120 kg. Na razie monitoruję temat zdalnie, za jakiś czas będę mógł fizycznie pojeździć po sklepach/wypożyczalniach. Generalnie nie chcemy odkładać zakupu, ale też nie ma co napalać się na pierwszy spotkany model.

    Wiem, że większość osób zniechęca się po kilku miesiącach, ale miejmy nadzieję, że w tym przypadku tak nie będzie.

     

    Pozdrawiam

    Olsen

  5. Raczej należy nastawić się na wypożyczanie dwóch kółek na miejscu. Możliwych destynacji jest wiele, może być zasugerowana przez Klaudiusza Hiszpania; ja ze swojej strony mogę polecić Tajlandię. Co roku w połowie lutego odbywa się Burapa Pattaya Bike Week, zacna impreza. Głównie oferują w wypożyczalniach małe maszyny w automacie, ale większych sprzętów też nie brakuje. Maleństwo = 150~250 bahtów za dobę, bolid = bliżej 1000 bahtów, zniżki przy wynajmie długoterminowym.

     

    Może warto pomyśleć o wydłużeniu styczniowego urlopu?

  6. Nie znam się zupełnie. Jak kupowałem dziewczynie w Pattayi, to było prosto, bo miała wymarzony model, poszliśmy do centrum handlowego, kupiliśmy i dziewczyna była szczęśliwa. Dwa dni ze mną siedziała za jakieś koreańskie badziewie.

     

    Rozważam zakup dla siebie tylko dlatego, żeby mieć dostęp do netu zawsze i wszędzie. Z jednej strony chciałbym jak najmniejszy, z drugiej, żeby w miarę wygodnie się pisało, co się chyba wyklucza. Mógłby to być także "awaryjny" aparat fotograficzny, chociaż i tak będę pewnie wolał pstrykać foty cyfrówką.

     

    Na co zwracać uwagę i jak ustrzec się przed przepłaceniem za jakieś funkcje, których nigdy nie wykorzystam? Jakich marek/modeli szczególnie unikać?

  7. Polecam Białkę Tatrzańską.

     

    A ja polecam termy w Bukowinie Tatrzańskiej (górnej). Byłem w sierpniu ub.r. i dwa lata wcześniej i było zajebiście.

     

    Jak na łażenie po górach/klubowanie - Zakopane.

    Jak na jeżdżenie motórem/rowerem/wyciszenie - Bukowina (dolna).

    W obu przypadkach destynacja letnia.

    To oczywiście tylko moje subiektywne zdanie.

     

    Bukowina jednak nie. Kose można przyjąć...

     

    Wszędzie można. Wystarczy trafić na frustrata niepotrafiącego się bawić.

  8. Sytuacja 1:

    Jest jednoosobowa działalność gospodarcza pod adresem domowym, jest jeden komputer stacjonarny/laptop zakupiony na firmę i wrzucony w koszty z w pełni legalnym oprogramowaniem. Jest też w domu jeszcze inny (lub jest ich więcej), ale nie był(y) on(e) kupowane na firmę. Na chłopski rozum, US może zainteresować się przy okazji ewentualnej kontroli co najwyżej tym pierwszym komputerem, który znajduje się na stanie firmy.

     

    Sytuacja 2:

    Jest działalność jw., ale nigdy żaden komputer nie był kupowany na firmę. Nawet jeśli jakiś komputer jest na widoku, to na moją logikę US ani żaden inny organ nie ma prawa żądać dostępu do niego, jeśli nie był wprowadzany na stan firmy. Mogę pracować na sprzęcie klientów, a domowego kompa używać wyłącznie w celach prywatnych (tak jest w zasadzie np. w tej chwili), poza tym nawet jeśli istniałyby przesłanki, że domowy sprzęt wykorzystywany jest także w związku z prowadzoną działalnością, to wara od niego, bo żadnych odliczeń z tytułu jego zakupu nie robiłem. Przynajmniej teoretycznie mógłbym nie posiadać na własność żadnego komputera, nawet przy działalności, w której wydawałby się on niezbędny. Mogę przecież pracować na pożyczonym.

     

    Czy ktoś z Forumowiczów miał do czynienia z taką kontrolą? Podobno bardzo rzadko się zdarza, żeby czepiali się hard- i software'u, głównie jak ktoś ściąga z netu nielegalne filmy itp. (ja się niczym takim nie zajmuję, co najwyżej na YT czasem coś obejrzę). Wychodzę z założenia, że skoro nie wyciągałem łap po żadne dotacje ani dofinansowania przy zakładaniu firmy, to teraz mam prawo oczekiwać, żeby inni nie wyciągali swoich łap po moje sprzęty i sprawdzali, czy przypadkiem nie trzymam gdzieś pod łóżkiem starego, posklejanego taśmami komputera z Office'em, do którego licencja mogła wziąć i się przedawnić. Temat zakładam, jako że od dawna mnie nurtował, a ostatnio przyszedł na maila firmowego na pierwszy rzut oka groźnie wyglądający spam od jakiejś organizacji rzekomo zajmującej się zwalczaniem piractwa komputerowego. Oczywiście spam powędrował do kosza, bo na tyle naiwny nie jestem, żeby udostępniać jakimś frajerom swoje dane w ilości większej, niż jest ogólnie dostępna np. na mojej stronie. Przed udostępnianiem do wglądu komputera (nieważne, w 100% prywatnego czy służbowego) obcym typom miałbym obiekcje, jako że jest to sprzęt - że się tak wyrażę - intymny, przechowuję na nim zarówno prywatne, osobiste zdjęcia oraz inne materiały, jak i dane związane z projektami, nad którymi pracowałem. Inna sprawa, że zazwyczaj pracuję poza domem, często do późnych godzin, a jak nie pracuję, to mnie nie ma w kraju, tak więc ewentualni kontrolerzy mogliby mnie najzwyczajniej w świecie nie zastać pod widniejącym w dokumentach rejestracyjnych adresem "firmy", której siedziba tak naprawdę znajduje się w mojej głowie.

  9. olsen, rusz głową, wyobraź sobie ze jesteś studentem resocjalizacji. pracodawca gemeralnie placi tyle ile ile praca pracownika jest warta, wliczajac w to problem znalezienia innej osoby na to samo miejsce.

     

    W niemczech nie maja tak dziwacznych i pokreconych poglądów - studenci przymusowo odbywaja praktyki za miskę ryżu. I ma to sens. 1200 netto na stazu jest warte tyle co nic, to pieniadze na waciki. Jedyną sensowną zapłatą jest wlasnie doswiadczenie. A kwoty wynagrodzenia w cv sie nie wpisuje.

     

    1200 euro dla studenta jednego z ostatnich lat studiów/świeżo upieczonego absolwenta może być. Doświadczenie zdobywane w czasie studiów jest przereklamowane, zwłaszcza jeśli nie jest ono zgodne z kierunkiem wykształcenia; w JP nawet nie wpisuje się do CV fuch typu McPraca ubiegając się o poważną pracę po studiach. Często lepiej przysiąść nad nauką (nie tylko teorii) i potem tę wiedzę wykorzystać w pracy zarobkowej, zwłaszcza że godząc studia z pracą często zawala się te pierwsze i potem można sobie pluć w brodę (znam kilka takich przypadków). To jest forum motocyklowe, a wiadomo, że jak kogoś jarają motóry, to potrzebuje hajsu w młodym wieku i raczej takiego dwudziesto(paro)letniego napaleńca nie przekona się, że warto pokornie siedzieć nad książkami/w laboratorium, a pieniądze same przyjdą później, ale jak ktoś nie ma wyższych potrzeb, to często lepiej zrobi siedząc dłużej u rodziców na garnuszku (a jak bardzo chce się usamodzielnić, to może wyjechać na zagraniczne stypendium).

     

    Poza tym nic nie stoi na przeszkodzie, żeby łączyć zdobywanie doświadczenia z zarabianiem przyzwoitej kasy.

     

    Kwoty może i się nie wpisuje, ale dosyć łatwo ustalić, czy była to płatna robota, poza tym sam "staż" już kojarzy się jednoznacznie. Zresztą ci, którzy zostaną w kraju, i tak prawdopodobnie pootwierają własne biznesy, a wtedy w CV może nikt nie zaglądać.

     

     

     

    Ne tak do konca, bo sytuacja jest o ile nie taka sama, to b. podobna- Malo tego, jak sklada sie podanie do jakiejs firmy, to ta wymaga praktyki, po praktyce nie podpisuja umowy i tak mozna kilka lat nawet bez miski ryzu.

     

    A mnie znane są przypadki ludzi w DE, którzy po studiach (technicznych) z zerowym doświadczeniem od razu poszli do pracy za 40-50 tys. euro rocznie na dzień dobry i mogli przebierać w ofertach niczym w ulęgałkach.

     

    Skoro nawet w Niemczech bida, to pozostają już tylko Wyspy Szczęśliwości. :(

     

    Na Wyspach Szczęśliwości sk****syny niepłacące za pracę są ścigane z urzędu.

     

    http://www.dailymail.co.uk/news/article-2498637/Crackdown-unpaid-interns-hired-firms-Hundreds-companies-face-fined-named-shamed-failing-pay-workers-minimum-wage.html

     

    http://www.dailymail.co.uk/news/article-2408704/Sony-pays-4-600-unpaid-intern-worked-9-5-job.html

  10. Ale i na bezpłatny staż opłaca się iść.

     

    Bezpłatne staże czy praktyki w przeszłości to sygnał dla potencjalnego pracodawcy/klienta, że jest się gotowym pracować za darmo, czyli tym bardziej za marne ochłapy. Chyba że pominie się je w CV, tylko po co wtedy je robić? Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy marnowali wakacje na gniciu w jakimś dusznym biurze i wklepywaniu danych czy kserowaniu świstków, zamiast się np. poopalać. Już chyba lepiej na "zmywak" wyjechać. A w roku akademickim skupić się na nauce i korzystaniu z uroków życia studenckiego.

     

    https://www.facebook.com/pages/Nie-pracuj%C4%99-za-darmo/129852817071602?fref=ts

×
×
  • Dodaj nową pozycję...